Wciąż nie wiadomo kto i dlaczego zamordował bułgarską prostytutkę To jedna z nielicznych spraw, dotyczących zabójstwa, której włocławskiej policji do dziś nie udało się rozwikłać.
W 1998 roku w lesie na granicy gmin Włocławek i Kowal zostały znalezione zwłoki 28-letniej Bułgarki, Walentiny. Była prostytutką, „pracowała” przy drodze numer jeden. Sekcja zwłok wykazała, że kobieta została uduszona. Mimo upływu lat nie udało się odnaleźć zabójcy.
Ciało 28-letniej Bułgarki, trudniącej się w Polsce prostytucją, znaleziono w lesie pod Włocławkiem w czerwcu 1998 roku. Makabrycznego odkrycia dokonał mieszkaniec gminy Choceń, który tamtego dnia jechał drogą numer 1, między Włocławkiem a Kowalem. Około godz. 18.00 zatrzymał się przy drodze w rejonie baru „Ambrozja” i wszedł do lasu, za potrzebą. Niedaleko od szosy, między drzewami, zobaczył ludzkie zwłoki… Martwa kobieta była młoda. Miała na szyi pętlę ze sznurka, co jednoznacznie świadczyło, że padła ofiarą zabójstwa. Policja szybko ustaliła, że to Bułgarka o imieniu Walentina. Podobnie jak większość jej koleżanek po fachu mieszkała wówczas na krywatnej kwaterze w Lubieniu Kujawskim. Walentina była ładną, szczupłą kobietą. Miała 170 cm wzrostu, długie nogi i jasne, farbowane włosy. – Ładna – mówiły o niej koleżanki. – Miała urodę i dużo klientów. Do pracy najchętniej zakładała króciutkie białe spodenki w czarne paski i przezroczyste bluzki – wspominała Juliana z Warny, wtedy 22-latka, która wraz z Walentiną przyjechała do Polski pod koniec maja 1998 roku. Towarzyszył im Iwan, z pochodzenia Turek. To on załatwił mieszkanie w prywatnym domku w Lubieniu Kujawskim i wskazał miejsca przy drodze nr 1, między Włocławkiem a Kowalem, gdzie dziewczyny miały czekać na klientów.
Dla Walentiny był to już kolejny pobyt w Polsce. – W Warnie pozostawiła męża i dwoje dzieci, jednak sytuacja materialna rodziny była tak trudna, że zdecydowała się na uprawianie nierządu w odległym kraju – opowiadał policji 31-letni Bułgar, nazywający siebie „opiekunem” dziewcząt.
Wtedy, gdy zamordowano Walentinę jej koleżanka Milena, również Bułgarka, miała 21 lat. – To ja ściągnęłam ją do Polski… – płakała podczas przesłuchań. Milena po raz pierwszy pojawiła się w rejonie Włocławka w lutym 1997 roku. Wtedy wraz z koleżanką stały w lesie za „Azotami”. Po dwóch miesiącach wróciła do domu ze sporym, jak na bułgarskie warunki, zarobkiem. We wrześniu 1997 roku znów przekroczyła polską granicę. Tym razem towarzyszył jej Metin, przyjaciel. Miesiąc później przyjechała do nich Walentina Z zeznań Mileny: – Z Walentiną pracowałyśmy naprzeciwko siebie, starałyśmy się przez cały czas utrzymywać kontakt wzrokowy. Obiecałyśmy sobie, że każda z nas, jeśli wejście do lasu z klientem, to nie na dłużej niż na piętnaście minut. Ostatni raz widziałam ją 4 czerwca. Wstałyśmy rano, zjadłyśmy śniadanie. Walentina założyła swoje ulubione obcisłe spodenki, czarny biustonosz i przezroczystą bluzkę. Kolega zawiózł nas do pracy. Około godziny 12.50, gdy wchodziłam do lasu z klientem, widziałam Walentinę po drugiej stronie drogi. Kwadrans później już jej nie było. Później, gdy podjechał nasz opiekun z jeszcze jednym Bułgarem, zaczęli jej szukać. Bezskutecznie. Sekcja zwłok nie pozostawiała żadnych wątpliwości: Walentina zmarła wskutek zadzierzgnięcia sznurka na jej szyi. Czy została zamordowana przez przypadkowego klienta, czy też przez osobę, która miała jej coś za złe? – W czasie, jaki upłynął od tej zbrodni, pojawiały się jakieś nowe ślady, każdorazowo sprawdzane przez śledczych – zapewnia policja.
UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii. Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Więcej
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.